Harry'ego obudziły krzyki dochodzące z dołu. Z jękiem przetarł oczy i powoli się rozbudzał. Który z tych dupków się tak wydziera? Słysząc, że wrzaski nie ustają, wstał niechętnie z łóżka. Poprawił odruchowo włosy, po czym, nie spiesząc się, ubrał spodnie i swoją ulubioną koszulkę. Następnie ziewając zszedł na dół w poszukiwaniu łazienki. Im bliżej kuchni się znajdował, tym wyraźniej słyszał krzyki.
- Nic nie rozumiesz! - krzyknął ktoś historycznym tonem. Styles przyspieszył, zaniepokojony.
- To mi wytłumacz - odpowiedział głośno, ale spokojnie, drugi głos.
W chwili, kiedy Harry wszedł do pomieszczenia, usłyszał, jak pierwszy głos mówi cicho:
- Nie potrafię.
Louis siedział przy stole, z twarzą ukrytą w dłoniach, a obok niego stał zdenerwowany Zayn. Muzułmanin spojrzał krótko w jego stronę, lecz zaraz potem jego wzrok ponownie spoczął na starszym chłopaku. Po chwili wahania bez słowa wyszedł z kuchni, zostawiając ich samych. Dzięki, Zaynie. Tomlinson podniósł głowę, zdziwiony brakiem odpowiedzi. Przez krótki moment wydawało się, że jest zagubiony, ale kiedy zobaczył Stylesa, na jego twarz wrócił bezczelny uśmieszek.
- Nieładnie podsłuchiwać, Ed - zganił go.
- Nie musiałem podsłuchiwać, darliście się wystarczająco głośno, żebym słyszał was w swoim pokoju - wytłumaczył się Harry, siadając obok niego, na co Louis trochę się odsunął.
- Chłopcy! Ubierzcie się, zaraz wychodzimy! - usłyszeli krzyk Liama z głębi domu.
- Lepiej zmień spodnie, nie pokażę się z tobą w takim stanie - parsknął starszy chłopak, szybko wychodząc z pokoju. Zostawił Harry'ego, zastanawiającego się, co jest nie tak w jego luźnych dresach.
~*~
- Harry, wstawaj! - usłyszał nad sobą delikatny głos i poczuł, jak coś szturcha go w ramię.
- Jeszcze tylko minutka, obiecuję, Li... - wymamrotał w poduszkę, cicho sapiąc.
- Haz, no wstań, idziemy dzisiaj do szpitala, zapomniałeś? - zachichotał ktoś nad nim.
To właśnie ten chichot go obudził. Zanim otworzył oczy, przypomniał sobie, że jest w domu, a nie w Londynie i uśmiechnął się lekko, kiedy uświadomił sobie, że to Victoria go budzi, a nie Liam. Uchylił leniwie powieki, żeby zobaczyć dziewczynę, która promiennie się do niego uśmiechała.
- Hej Vic, ciebie też miło widzieć - zaśmiał się lekko. Przy niej nie da się nie uśmiechać.
Po raz kolejny usłyszał jej melodyjny śmiech i poczuł przyjemne mrowienie w okolicach brzucha.
- Wstawaj, leniu. Chyba nie chcesz się spóźnić, prawda?
Wstał szybko, pełny energii, co ostatnio nie zdarzało się zbyt często. Może mnie tak budzić do końca życia.
~*~
Harry siedział w samochodzie między Liamem a Niallem. Zayn siedział przed nimi, a obok niego Louis. Styles nie miał zielonego pojęcia gdzie jadą, ale cała ta wycieczka przestała mu się podobać, kiedy musiał wcisnąć się w jedne z wielu par rurek Eda. Poruszył się niespokojnie w miejscu, nie mogąc wytrzymać niezręcznej ciszy, panującej w aucie.
- Więc... Gdzie jedziemy? - zapytał, starając się brzmieć przyjaźnie.
- Na wywiad - odpowiedział szybko Payne z uśmiechem.
- Po prostu siedź, ładnie się uśmiechaj i daj mówić dorosłym - uśmiechnął się kpiąco Tomlinson, odwracając się do tyłu.
- Dorosłym? Chyba nie mówisz o sobie - udał zdziwienie Harry. Chcesz się pobawić? Załatwione.
- Na pewno nie o tobie - syknął Lou, mrużąc oczy. Prychnął, widząc, że młodszemu chłopakowi nie przychodziło do głowy nic, czym mógłby odpowiedzieć.
Resztę jazdy pokonali w zupełnej ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu pytaniami Nialla, jak długo jeszcze.
- Nie zrób nam wstydu, Lewis - poprosił Harry, kiedy wysiadali.
- To nie ja robię nam wstyd, Edmund - warknął zirytowany Tomlinson. Nienawidził, kiedy ktoś mylił jego imię.
~*~
Edward od dwóch godzin bawił się z dziećmi w szpitalu. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale szybko nauczył się, co ma robić. Akurat czytał im z Victorią "Brzydkie Kaczątko". Nie miał pojęcia, że Harry pomaga chorym dzieciom, ale nie dziwił mu się. Świadomość, że jest się powodem czyjegoś uśmiechu jest wspaniała.
- Koniec - usłyszał nagle głos przyjaciółki Harry'ego. Zorientował się, że skończyli czytać i mogli iść do domu. Długo żegnali się z małymi pacjentami, a jeszcze dłużej obiecywali im, że za niedługo wrócą.
- Są niesamowici, prawda? - spytała go dziewczyna, sącząc kawę, którą kupili po drodze.
- Tak, to prawda - zgodził się z uśmiechem Ed. Ty też, Vic. O wiele bardziej.
mrrr ... :) boskie :D
OdpowiedzUsuń